Nie mam cienia wątpliwości, że niezłomna postawa w więzieniu bp. Antoniego Baraniaka ochroniła prymasa Wyszyńskiego i Kościół w Polsce – mówi prof. Jan Żaryn
w rozmowie z Jolantą Hajdasz

Dlaczego w 1953 r. doszło do internowania prymasa Wyszyńskiego?
– Było ono nieuniknione z punktu widzenia dynamiki rewolucji, Kościół katolicki w Polsce był ostatnią instytucją, która nie podporządkowała się władzy komunistycznej i która próbowała się jej przeciwstawiać. Komuniści w Polsce wiedzieli, że muszą „zmiękczyć” Kościół, z ich perspektywy wymagał on „remontu wewnętrznego”, czyli mówiąc wprost znalezienia i obsadzenia najważniejszych stanowisk kościelnych ludźmi im posłusznymi, tak by zmiany, które zamierzali wprowadzić, chcąc zniszczyć autorytet Kościoła, dokonywały się w sposób niezauważalny dla wiernych. Dla każdego wtedy i dziś było oczywiste, że bez usunięcia prymasa Wyszyńskiego było to niemożliwe.

Ale przecież prymas próbował prowadzić dialog z komunistami, idąc w wielu sprawach na ustępstwa, przez blisko trzy lata wykazywał naprawdę dobrą wolę.
– Tak, ale ze strony komunistów była to tylko gra na zwłokę i myślę, że prymas zdawał sobie z tego sprawę. Rada Państwa 9 lutego 1953 r. uchwaliła Dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych, uzależniający obsadę stanowisk biskupów od aprobaty rządu i podporządkowujący nominacje na niższe stanowiska kościelne wojewódzkim radom narodowym. Było to jawne pogwałcenie porozumienia zawartego jeszcze 1950 r. między państwem a Kościołem i było tylko kwestią czasu kiedy nastąpi kolejny atak, tym razem już na prymasa.

Po tym dekrecie kard. Wyszyński uznał, że pora powiedzieć zdecydowanie „nie” – to było to słynne „Non possumus!”.
– Ale wtedy on jeszcze raz wykazał dobrą wolę – słowa te, choć zatwierdzone na Konferencji Plenarnej Episkopatu Polski padły w liście adresowanym tylko do I sekretarza KC PZPR Bolesława Bieruta, on jeszcze miał szansę na taką reakcję, by podtrzymać dialog z Kościołem. Ale tej reakcji nie było. A raczej – były nią nasilające się w prasie komunistycznej ataki na prymasa, takie, które dziś określamy słowami „poniżej pasa” lub „nagonka”.

Nasiliły się one zwłaszcza w czasie procesu bp. Czesława Kaczmarka, którego złamano w więzieniu, stosując wobec niego wyjątkowo okrutne metody śledztwa.
– A trwało ono ponad dwa i pół roku. Bicie i głodzenie, szantaż psychiczny były wówczas w zasadzie normą, ale w stosunku do niego używano także leków psychotropowych i pod ich wpływem biskup przyznał się do wszystkich absurdalnych zarzutów, np. szpiegostwa na rzecz Watykanu i USA. Po pokazowym transmitowanym przez Polskie Radio procesie 22 września 1953 r. skazano go na 12 lat więzienia, prymasa aresztowano trzy dni później.

Dziś wiemy, że decyzja o tym zapadła w Moskwie.
– Tak, osobiście uzgodnił to Bolesław Bierut i Franciszek Mazur, wicemarszałek Sejmu. Z dokumentów, które znam, wynika, że Bierut tę zgodę na aresztowanie prymasa otrzymał jeszcze wcześniej, bo w maju 1953 r. Komuniści chcieli, by prymas i Episkopat – jak wszystkie ówczesne instytucje począwszy od organizacji partyjnych po wszystkie związki i stowarzyszenia twórcze – potępił bp. Kaczmarka, ale prymas nigdy by tego nie zrobił. Pretekst do aresztowania więc znaleziono.

Dlaczego jednak razem z prymasem aresztowano także ówczesnego bp. Antoniego Baraniaka?
– To bardzo ważne pytanie, bo odpowiedź na nie ujawnia także kierunek planowanych przez władze komunistyczne i urząd bezpieczeństwa działań w stosunku do prymasa. Biskup Baraniak był najważniejszym wówczas współpracownikiem prymasa, był sekretarzem zarówno kard. Wyszyńskiego, jak i jego poprzednika, prymasa Augusta Hlonda. On wiedział wszystko lub prawie wszystko o ich pracy i działalności publicznej, znał wszystkie kontaktujące się z nimi osoby. Oceniam, że bp Baraniak miał pełnić w tych ubeckich scenariuszach podwójną rolę – z jednej strony miał być głównym świadkiem oskarżenia przeciwko prymasowi, zmaltretowany, pobity, złamany, w śledztwie miał świadczyć o zdradzie państwa polskiego przez prymasa, a może nawet obu prymasów, a z drugiej – miał być przewodnikiem dla ubeków po zarekwirowanej w czasie aresztowania kard. Wyszyńskiego dokumentacji, za którą zresztą odpowiadał. Korespondencja prymasa z Watykanem prowadzona była w języku włoskim, a głównym tłumaczem tych listów był bp Baraniak. On byłby dla nich idealnym interpretatorem tej dokumentacji, która wpadła im w ręce, gdy zajęli ówczesną siedzibę prymasa przy ul. Miodowej w Warszawie.

Prymas Wyszyński nawet o tym nie wiedział, w nocy 25 września wyprowadzono go z pałacu jako pierwszego. On nawet zlecił bp. Baraniakowi prowadzenie sekretariatu i dał mu wszelkie pełnomocnictwa finansowe.
– Losy i wzajemne relacje tych dwóch tak blisko ze sobą związanych osób były dramatyczne. Prymas był przekonany, że bp Baraniak kieruje jego sekretariatem w jego imieniu, że wszystko jest pod jego kontrolą. Nie miał pojęcia, że przebywa w najcięższym więzieniu politycznym PRL, torturowany i maltretowany na wiele sposobów. Z kolei bp. Baraniakowi w śledztwie mówiono, że prymas już wszystko powiedział na ten temat, a on ma tylko potwierdzić jego słowa, dopowiedzieć szczegóły.

Jakie znaczenie dla Kościoła w Polsce miała postawa bp. Baraniaka w śledztwie, który nigdy do niczego się nie przyznał i niczym nie obciążył prymasa?
– Ogromne, a w pierwszych trzech miesiącach po aresztowaniu prymasa wręcz kluczowe. Gdyby nie jego nieugięta postawa zapewne udałoby się szybko doprowadzić do procesu kompromitującego prymasa i Kościół, a jeśli świadczyłby przeciwko niemu jego najbliższy współpracownik, tym łatwiej byłoby zorganizować taki proces publicznie, co miałoby wielkie propagandowe oddziaływanie. Taki scenariusz zrealizowano w innych krajach bloku wschodniego.

Przede wszystkim w Czechosłowacji , na Węgrzech i w Chorwacji.
– Tak. W Czechosłowacji służby bezpieczeństwa spowodowały całkowitą izolację prymasa Josefa Berana, którego osadzono w areszcie domowym i więziono tak przez 15 lat. Bez sądu, bez wyroku, bez niczyjej pomocy. Bez prawa do korespondencji oraz jakichkolwiek kontaktów ze światem. Dla Czechów pozostawał osobą anonimową, w prasie czeskiej nie ukazywały się na jego temat żadne informacje.

Na Węgrzech prymasa Mindszentyego skazano na dożywocie po pokazowym procesie, w którym zeznawał jako główny świadek oskarżenia jego sekretarz. Zrobiono z niego „szpiega Watykanu”.
– Prymasa Mindszentyego poddano okrutnemu śledztwu, niszczono go m.in. środkami odurzającymi, torturowano rozżarzonym metalem i ostatecznie skazano na dożywocie w 1949 r., a ponieważ nie mogli mu zarzucić współpracy z Niemcami, bo on był represjonowany przez Niemców, to atak na Węgrzech poszedł w innym kierunku, Kościół był tam uznany za wroga klasowego mas ludowych i beneficjenta kapitalizmu, a dopiero jedyny sprawiedliwy system – komunizm był w stanie mu odebrać niesłusznie posiadane przez niego dobra materialne. Prymasa uwolniono dopiero w październiku 1956 r., podczas węgierskiego powstania narodowego w Budapeszcie, ale po wkroczeniu wojsk radzieckich zmuszony był schronić się w ambasadzie amerykańskiej. Spędził tam 15 lat. W Chorwacji również udało się zrealizować ten scenariusz, gdzie po pokazowym procesie skazano prymasa Alojzego Stepinaca na 16 lat więzienia za zdradę stanu, współpracę z wrogiem i zbrodnie wojenne, co było absurdalnym zarzutem.

Prymas Alojzy Stepinac jest już beatyfikowany, a dla Chorwatów jest męczennikiem, podobnie jak Beran i Mindszenty w swoich krajach, jak prymas Wyszyński u nas. Czy obok nich można wymieniać jako męczennika także bp. Baraniaka?
– Uważam, że tak. Bp Baraniak bez wątpienia dał dowody ogromnego męstwa i niezłomności charakteru. Czytałem dokument z archiwów UB, w którym bp Choromański, ówczesny przewodniczący KEP, wylicza listę chorób, których nabawił się w więzieniu bp Baraniak i dla każdego normalnego człowieka jest ona przerażająca, tam chyba żaden organ nie był zdrowy; wątroba, nerki, żołądek, przewód pokarmowy, płuca, wszystko co można w człowieku znaleźć zostało w warunkach więziennych zniszczone, to był wrak człowieka, w sensie ciała, natomiast okazał się być heroicznym człowiekiem w sensie ducha. Nie mam cienia wątpliwości, że niezłomna postawa w więzieniu bp. Antoniego Baraniaka ochroniła prymasa i Kościół w Polsce, jego odpowiedzi nie były przydatne oprawcom, bo gdyby były, proces prymasa Wyszyńskiego by się odbył i cała logika komunistycznej walki z Kościołem byłaby zastosowana.

Skazano by prymasa, tak jak zrobiono to w innych krajach bloku wschodniego?
– Na pewno tak. Ale na szczęście znalazł się wyjątkowo żarliwy obrońca prymasa, jego sekretarz. Bp Baraniak był człowiekiem, który doskonale rozumiał i znał system komunistyczny, rozumiał PRL i to jest jeden z tych naszych hierarchów, który na pewno nigdy by się nie poddał żadnej presji propagandowej czy esbeckiej, która by spowodowała zmianę jego poglądów. Ta jego niezłomność mogła być nawet męcząca dla kapłanów archidiecezji poznańskiej, ale w jego przypadku jest ona wyjątkowo widoczna.

Czy ktoś poniósł odpowiedzialność za takie potraktowanie prymasa i bp. Baraniaka?
– Niestety nie. W tej sprawie nic nam się nie udało. Było już na to za późno. Pion śledczy IPN podjął badanie sprawy aresztowania prymasa i bp. Baraniaka, ale te postępowania umorzono. Miałem możliwość czytania uzasadnienia umorzenia tego śledztwa w sprawie prymasa.

To jest Pan w uprzywilejowanej sytuacji, bo nadal nie zostało ono opublikowane i nie jest znane opinii publicznej.
– Jest to bardzo ciekawy dokument, obszerny, liczący ok. 100 stron. Jego autor, prokurator Dariusz Gabrel – obecnie szef pionu śledczego - bardzo dobrze to opracował, skrupulatnie wymienia w nim nazwiska wszystkich osób, które powinny stanąć przed sądem: od Bieruta, Bermana i Cyrankiewicza aż po szeregowych funkcjonariuszy, którzy nadzorowali „obiekt 123” , bo tak nazwano miejsce, w którym przetrzymywano prymasa, czyli „podopiecznego”, bo tak nazywano go dokumentach SB. Wszystkie te osoby powinny odpowiadać i stanąć przed sądem, ale wszystko dzieje się już za późno, nie żyje już żadna ze wskazanych w tych dokumentach osób.

W przypadku abp. Baraniaka tak nie było, w chwili gdy prowadzono śledztwo, żyło jeszcze 5 z blisko 30 funkcjonariuszy UB zajmujących się jego sprawą w więzieniu, a to postępowanie i tak umorzono.
– I dlatego akurat ta decyzja była kontestowana. Ale nie powinna ona umniejszać zasług abp. Baraniaka.


Jan Żaryn – historyk, profesor nauk humanistycznych, redaktor naczelny „Sieci Historii”, specjalizuje się w dziejach Kościoła katolickiego w Polsce.