„Zapomniany bohater Kościoła”, „wierny towarzysz w cierpieniu”, „męczeństwo zapisane w teczkach” , „pasterz i świadek” to tylko niektóre z określeń z prasy i książek jednego z najważniejszych i w stosunku do zasług chyba najmniej znanych współczesnych przedstawicieli polskiego Kościoła Katolickiego w XX wieku, arcybiskupa poznańskiego Antoniego Baraniaka (1957-77). Był on sekretarzem prymasa Augusta Hlonda, a potem prymasa Stefana Wyszyńskiego i jego bliskim współpracownikiem, a swoją niezłomną postawą podczas długich i bezlitosnych przesłuchań w więzieniu śledczym na Mokotowie w Warszawie uchronił Prymasa i Kościół przed rozbiciem i zniszczeniem, jak to miało miejsce np. na Węgrzech i w Czechosłowacji. Mówił o tym sam Prymas w czasie uroczystości pogrzebowych abpa Baraniaka 18. Sierpnia 1977 r. Arcybiskupa wspominał także św. Jan Paweł II podczas swojego pobytu w Poznaniu w 1983 r. Ci dwaj wybitni Polacy podkreślali zawsze jak wiele Kościół w Polsce zawdzięcza arcybiskupowi Baraniakowi. Dlaczego? By to zrozumieć trzeba cofnąć się w czasie do lat 50-tych, do mrocznych lat stalinizmu. W nocy z 25. na 26. września 1953 roku prymas Stefan Wyszyński i jego sekretarz , bp Antoni Baraniak zostali aresztowani i wywiezieni z Domu Arcybiskupów Warszawskich przy ul. Miodowej. Nie wiedzieli nic o swoich losach. Prymasa nie poinformowano o tym, że bp Baraniak został uwięziony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Był przekonany, że zgodnie z jego wolą pozostał na Miodowej, by nadal wykonywać swoją pracę . Więzienie bp A. Baraniak znosił z ogromną cierpliwością i pokorą A przecież był poddawany dotkliwym i okrutnym przesłuchaniom, w których za wszelką cenę, uciekając się do tortur i poniżania, usiłowano z niego wydobyć zeznania, obciążające aresztowanego Prymasa. Nietrudno sobie wyobrazić, jak wielkim upokorzeniem dla Niego było przebywanie bez odzieży, przez wiele dni i nocy, w wilgotnych, zagrzybionych celach, w których po ścianach ściekała woda, a przecież to tylko jeden z elementów serii szykan W ciągu dwóch lat abp. Antoniego Baraniaka przesłuchiwano 145 razy. Czasem trwało to dwie godziny, czasem pięć, czasem nawet cały dzień. Przesłuchiwany był także w nocy. Tortury psychiczne i fizyczne spowodowały bezpośrednie zagrożenie dla jego życia i pewnie dlatego udało się Episkopatowi uzyskać zgodę na leczenie biskupa w Krynicy od marca 1956 roku. Wolność zaś uzyskał dopiero w październiku tego samego roku. Do pełnego zdrowia nigdy nie wrócił. Prawie nigdy nie wspominał koszmaru, jaki przeszedł w ubeckim więzieniu. Informacje i świadectwa na ten temat Szczątkowe informacje na ten temat zebrane są m.in. w filmie „Zapomniane męczeństwo” autorstwa Jolanty Hajdasz.